Tę
cudowną chwilę przerywa Haymitch. Wpada do środka szukając czegoś
po szafkach. Ma zaciętą minę a dłonie trzęsą się mu jak
galareta.
-
W tym domu nie pije się alkoholu - odpowiada spokojnie Peeta. Twarz
mentora tężeje a następnie ciska talerzem o ścianę salonu.
Dźwięk tłuczonego szkła rozchodzi się po całym wnętrzu.
-
Haymitch - zazynam - pragnę abyś w tej chwili mi powiedział
dlaczego ukrywaliście Peetę i pozwoliliście żyć z myślą, że
on nie żyje - zajmuję miejsce na małym drewnianym krzesełku nie
spuszczając wzroku ze starszego mężczyzny. Ręce Mellarka oplatają
moje ramiona. Pod wpływem jego dotyku przechodzi mnie dreszcz.
-
Katniss - Abernathy wzdycha - To był jedyny sposób aby cię przed
nim chronić. Nikt nam nie dawał gwarancji, że ten chłopak wróci
do siebie i przestanie rozmyślać na ile sposobów można by cię
zabić - czuje jak opuszki Peety wbijają się w moją skórę. Jest
zdenerwowany. W tym samym czasie dołączają do nas Finnick z
Johanną. Mrożę ich oboje wzrokiem.
-
Czyli już wiesz - szepcze Jo siadając na stole. Kiwam głową. -
Kat przepraszamy cię. Zagrozili nam, że jeżeli się dowiesz to
Peeta zginie – milknie widząc minę Odaira.
-
Kto wam groził ? - pytam spokojnie
-
Paylor – cedzi Haymitch poprzez zaciśnięte zęby
-
Chciała mieć go tylko dla siebie – Finnick siada obok Johanny
robiąc coś dziwnego. Łapie ją za rękę. - Młodszy kochanek to
dopiero nowina. Dzięki niemu i jego niesamowitej zdolności
przemawiania, utrzymała by się na szczycie przez najbliższe 100
lat. - Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Robi mi się niedobrze.
Czym prędzej opuszczam niewielki domek i rzucam się biegiem przed
siebie. Ta chora suka spieprzyła mój cały świat. Przez nią
wyszłam za Gale i mogę zapomnieć o Peecie. Ukartowała to wszystko
aby dobrać się do spodni blondyna. Boże a ja ją miałam za
sprzymierzeńca. Włączyłyśmy po tej samej stronie. Ramię w ramię
do końca.
Przystaje i opieram dłoń o stare drzewo. Wnętrzności podchodzą mi do gardła. Zwracam wszystko.
Przystaje i opieram dłoń o stare drzewo. Wnętrzności podchodzą mi do gardła. Zwracam wszystko.
-
Dobrze się czujesz ? - jego głos działa na mnie niczym najlepszy
balsam
-
Peeta co my teraz zrobimy ? - pytam spoglądając wprost w jego
błękitne oczy
-
Nic – wzrusza ramionami a ja mam ochotę krzyczeć. Jak on może
być aż tak obojętny.
-
Jak to nic ? Musimy coś zrobić. Nie pozwolę aby cię skrzywdziła.
Już dość wycierpiałeś przeze mnie – wyrzucam z siebie słowa z
szybkością karabinu maszynowego. Łzy spływają po moich
policzkach a ciałem targają ogromne dreszcze. Czuję jak ramiona
chłopaka mnie obejmują. Dłonie głaszczą po włosach. W końcu
jestem bezpieczna. Nie próbuję walczyć tak jak w przypadku gdy to
Gale stara się mnie na siłę uspokoić. Wszystko jest na swoim
miejscu.
***
Siedzę
w kuchni popijając herbatę ze swojego ulubionego kubka. Zerkam na
zegarek i się niepokoję. Gale już dawno powinien wrócić z pracy.
To do niego niepodobne aby włóczyć się z kumplami po całym
dystrykcie. Nagle słyszę ciche trzaśnięcie. Podnoszę się z
miejsca. Krzyżuje ręce na piersi a brunet wpada wprost na mnie.
-
Kat... skarbie – spogląda na mnie mętnym wzrokiem
-
Tylko nie skarbie – syczę – jesteś pijany
-
Troszkę – bełkoczę po czym szybko wciska dłonie do kieszeni
-
Nie myśl sobie, że nie widziałam – odpieram cicho – Skąd ta
krew ? - pytam najspokojniej jak potrafię
-
Zwykła bójka – wymija mnie i chce iść na górę. Łapie go za
koszulę ciągnąc w tył. O mało nie upada ale mam to gdzieś.
-
Gale! Chyba zadałam ci pytanie do jasnej cholery
-
A ja ci na nie grzecznie odpowiedziałem – wykrzywia twarz w
ironicznym uśmieszku
-
Kłamiesz – w tym momencie on łapie mnie z całej siły za
ramiona. - Boli – szepczę
-
Kotna zrobiłem to dla ciebie. Razem z kilkoma chłopakami
zauważyliśmy go dzisiaj jak stał pośrodku placu jak gdyby nigdy
nic i rozmawiał ze Śliską Sae. Zrobiłem to aby cię chronić.
Rozumiesz ? - NA początku nie docierają do mnie jego słowa dopiero
po czasie uświadamiam sobie do jak strasznej rzeczy posunął się
mój mąż.
-
Nie zrobiłeś tego. Powiedz, że tego nie zrobiłeś ? - krzyczę
starając się wyrwać. Dopiero po kilku próbach udaje mi się go
zwalić z nóg. Wybiegam z domu. Przyjemny wiatr owiewa moją twarz.
Niebo jest ozdobione milionami gwiazd a na ulicach panuje spokój.
-
Haymitch!!! - z całych sił dobijam się do drzwi mentora. W końcu
otwiera mi zaspana Johanna.
-
Co ty tu robisz ? - pytam zbita z tropu
-
Chyba musiałam gdzieś przenocować – ziewa otulając się
szczelniej szlafrokiem.
-
Peeta – tylko tyle udaje mi się powiedzieć. Łapie przyjaciółkę
za rękę i ciągnę w stronę placu. Gdy docieramy na miejsce widzimy
leżącego Mellarka. Krew spływa z jego twarzy a skóra z dłoni zdarta. Jest nieprzytomny. Padam na kolana. Johanna pobiegła po
pomoc zostawiając nas samych. Delikatnie przykładam usta do jego
spuchniętych warg.
-
Nie zostawisz mnie po raz drugi...
o nieeee!!!!!!!! nie umieraj ;(
OdpowiedzUsuńnareszcie notka :) biedny Peeta . < A
OdpowiedzUsuńNiezły rozdział :)
OdpowiedzUsuńJestem na twoim blogu pierwszy raz i muszę powiedzieć, że masz meeega wygląd.
Jaka dramatyczna końcówka ;o
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Czekam ;d
I zapraszam ;d
http://this-love-is-forbidden.blogspot.com/
No wiesz, ale drama
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, nie mogę się doczekać kolejnego. Mam nadzieję, że będzie szybko :*