wtorek, 6 stycznia 2015

Chapter 4

Witam wszystkich :) Wiem, że rozdział znowu z opóźnieniem no ale każdy ma jakieś obowiązki. Następna część pojawi się szybciej o ile tylko zalejecie mnie komentarzami :D To one dają mi siłę napędową przy tworzeniu kolejnych etapów tej historii :)



Siedziałam przy stole czekając aż mama skończy opatrywać Peetę. Solidnie oberwał od Gale'a i jego zmutowanych przyjaciół. Chwyciłam w drżące dłonie kubek z gorącą herbatą. Wszystkie ostatnie wydarzenia mignęły mi przed oczami. W mojej głowie panował ogromny mętlik. Podloga w kuchni skrzypnęła a ja szybko uniosłam głowę.
- Spokojnie skarbie to tylko ja - Haymitch zajął miejsce obok wyciągając z wewnętrznej klapy marynarki piersiówkę. Szybkim ruchem wyrwałam mu ją z dłoni.
- Muszę się napić - odparłam szybko widząc jego minę. Zapewne myślał, iż pragnę wyrzuć jego lekarstwo na zapomnienie oraz tęsknotę. Pociągnęłam mocnego łyka. Trunek zapiekł mnie żywym ogniem w krtani jak i w klatce piersiowej. Zaczęłam kaszleć. Mentor jedynie wlepiał we mnie te swoje szare oczy z idiotycznym uśmiechem wymalowanym na jego twarzy.
- Cieszę się, że ci smakuje - zachichotał - a tak w ogóle Peecie nic nie będzie. Ma złamane 3 żeber, kilka siniaków oraz trochę zadrapań. Mimo wszystko nic poważnego mu się nie stało. Odetchnęłam z ulgą. Gdyby mu coś zrobili to przysięgam, że nie byłabym zbyt delikatną dziewczynką.
- Boże co za noc - do środka wkracza Johanna. Włosy opadły na jej zmarzniętą twarz a koszula była źle zapięta. Wyglądała jakoś dziwnie. Coś się zmieniło ale za cholerę nie wiem co. Była szczęśliwa jak nigdy przedtem. Chyba ponownie muszę się zbliżyć do swojej najlepszej przyjaciółki bo mam wrażenie, że coś ważnego mnie właśnie omija.
- We jeszcze nie śpicie ? -tuż za nią do środka wślizgnął się Finnick wyraźnie zażenowany obecną sytuacją.
- Jak widzisz nie - odparłam spoglądając na drzwi za którymi znajdował się Peeta. Tak bardzo chciałabym móc go teraz przytulić i wyszeptać, że nikt już go nie skrzywdzi, że teraz wszystko będzie dobrze. Samotna łza spłynęła po moim policzku. Szybko otarłam ją wierzchem kurtki upewniając się, że żadna ze zgromadzonych tu osób tego nie widziała. Kątem oka dostrzegłam jak Johanna delikatnie muska nadgarstek Odaira.
- Wasza dwója coś się bardzo do siebie zbliżyła – rzucam kąśliwie i odwracam się w ich stronę. Są zaskoczeni. Chyba nie spodziewali się, że ktokolwiek ich tutaj przyłapie.
- Katniss już dawno chcieliśmy wam powiedzieć ale jakoś nie było okazji – głos Johanny jest tak cichy, że ledwie ją słychać
- Jesteśmy parą – oznajmia głośno Finnick – Po śmierci Annie byłem załamany. Wszystko straciło sens. Zamknąłem się w sobie i nikogo nie słuchałem. Dopiero Jo pomogła mi ponownie otworzyć się na świat. Sprawiła, że na mojej twarzy znów zagościł uśmiech. A co najważniejsze zgodziła się razem ze mną wychować mojego syna. Przepraszam – przerywa na chwile i spogląda w oczy dziewczyny – naszego syna. Po tych słowach Johanna wpija się w jego wargi. Dla nich właśnie świat się zatrzymał, liczyli się tylko oni i ta cudowna wspólna chwila. W tym momencie w kuchni pojawiła się moja mama.
- Córeczko idź do niego – gestem dłoni wskazała na pomieszczenie obok a ja bez zawahania zerwałam się z miejsca. W środku panował przyjemny półmrok. Peeta leżał oparty o stos poduszek uważnie mi się przypatrując. Nagle wyciągnął swoje ręce dając mi znak abym się wtuliła w jego ciało.
- Skarbie jesteś mocno poturbowany – szepcze delikatnie przywierając do jego ciała. Chłopak syczy z bólu.
- Boli cię. Przepraszam. Nie powinnam – nie wiem co powiedzieć. Zachowałam się cholernie lekkomyślnie przecież on jest wycieńczony i pobity. Widząc moją reakcję Peeta przyciska palec do moich ust.
- To dobry ból – Nasze wargi bez problemu odnajdują się w ciemności. Zapach blondyna wdziera się w moje nozdrza zalewając płuca. To działa na mnie niczym narkotyk. Wplatam dłonie w jego włosy a z mojego gardła wydobywają się ciche jęki. W końcu odrywamy się od siebie.
- Nie chce wracać do domu – oznajmiam po chwili – Gale się upił i teraz pewnie nie mam nawet miejsca do spania
- A czy ty myślisz, że ja cie dzisiaj wypuszczę z moich ramion ?


***

Po powrocie do domu zastałam Gale'a siedzącego w salonie. Nawet mnie nie zauważył jak weszłam do środka. Oparłam się o framugę przez chwile mu się przyglądając. Był dobrze zbudowanym mężczyzną o ciemnych włosach. Nie mogłabym powiedzieć, iż nie był przystojny bo było by to zwykłym kłamstwem. Z pewnością nie jedna dziewczyna przyjęłaby go z otwartymi ramionami lecz to nie byłam ja. Moje serce należało do kogoś innego i to nie było fair wobec Gale'a.
- Cześć – zajęłam miejsce obok niego delikatnie kładąc głowę na jego ramieniu
- No cześć kochanie! Widzę, że moja zguba się znalazła – Całuje mnie w czoło a ja nie protestuje
- Nasze małżeństwo chyba nie ma sensu – zbieram się w końcu na odwagę i wyrzucam z siebie to co siedziało w moim sercu od początku. Jego ciało zesztywniało. Boję się tego co może mi zrobić jednak przełykam ślinę i mówię dalej – powinniśmy wziąć rozwód. Myślę, że burmistrz bez większego problemu podpisze papiery.
- Jeśli myślisz, że się na to zgodzę to jesteś w wielkim błędzie. Widzisz te obrączki – wskazuje na nasze dłonie - to symbol tego, że należymy do siebie i twoje miejsce jest tutaj przy mnie!
- Gale ale czy to co nasz łączy można nazwać miłością czy zwykłym przywiązaniem ?
- Łączy nas święty węzeł małżeński – wykrzykuje ostatnie zdanie po czym wybiega z domu. Jestem bezsilna. Mam ochotę położyć się i rozpłakać jak mała dziewczynka. To miało potoczyć się inaczej. Chyba byłoby lepiej dla wszystkich gdybym zginęła podczas 74 głodowych igrzysk. Przyciskam dłonie do skroni. Czuję jak tempy ból rozchodzi się po mojej czaszce. Za dużo rzeczy dzieje się ostatnio wokół mnie. Chwytam drżącą ręką szklankę leżą
cą na stoliku i napełniam ją wodą. Duszkiem wypijam całą zawartość. Przy najmniej Finnick i Johanna odnaleźli się nawzajem. Jestem cholernie szczęśliwa, że są razem. Jo ma w końcu kogoś przy kim może poczuć się bezpiecznie. Potrzebowała tego. Nie raz słuchałam jej płaczu na temat, iż zostanie sama do końca życia. Teraz nie musi się o to bać. Wolnym krokiem wchodzę schodami na górę. Kładę się na łóżku zamykając oczy. Widzę Peetę. Uśmiecha się energicznie do mnie machając. Po chwili jestem w jego silnych ramionach dokładnie tam gdzie jest moje miejsce...