czwartek, 25 grudnia 2014

Chapter 3

Hej wszystkim :) Bardzo przepraszam za takie opóźnienie ale mój świat się przewrócił do góry nogami :) W każdym razie już jestem i nie zostawię was :) Przy okazji życzę wam Wesołych oraz zdrowych a co najważniejsze spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Miłego Czytania :)


Tę cudowną chwilę przerywa Haymitch. Wpada do środka szukając czegoś po szafkach. Ma zaciętą minę a dłonie trzęsą się mu jak galareta.
- W tym domu nie pije się alkoholu - odpowiada spokojnie Peeta. Twarz mentora tężeje a następnie ciska talerzem o ścianę salonu. Dźwięk tłuczonego szkła rozchodzi się po całym wnętrzu.
- Haymitch - zazynam - pragnę abyś w tej chwili mi powiedział dlaczego ukrywaliście Peetę i pozwoliliście żyć z myślą, że on nie żyje - zajmuję miejsce na małym drewnianym krzesełku nie spuszczając wzroku ze starszego mężczyzny. Ręce Mellarka oplatają moje ramiona. Pod wpływem jego dotyku przechodzi mnie dreszcz.
- Katniss - Abernathy wzdycha - To był jedyny sposób aby cię przed nim chronić. Nikt nam nie dawał gwarancji, że ten chłopak wróci do siebie i przestanie rozmyślać na ile sposobów można by cię zabić - czuje jak opuszki Peety wbijają się w moją skórę. Jest zdenerwowany. W tym samym czasie dołączają do nas Finnick z Johanną. Mrożę ich oboje wzrokiem.
- Czyli już wiesz - szepcze Jo siadając na stole. Kiwam głową. - Kat przepraszamy cię. Zagrozili nam, że jeżeli się dowiesz to Peeta zginie – milknie widząc minę Odaira.
- Kto wam groził ? - pytam spokojnie
- Paylor – cedzi Haymitch poprzez zaciśnięte zęby
- Chciała mieć go tylko dla siebie – Finnick siada obok Johanny robiąc coś dziwnego. Łapie ją za rękę. - Młodszy kochanek to dopiero nowina. Dzięki niemu i jego niesamowitej zdolności przemawiania, utrzymała by się na szczycie przez najbliższe 100 lat. - Nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Robi mi się niedobrze. Czym prędzej opuszczam niewielki domek i rzucam się biegiem przed siebie. Ta chora suka spieprzyła mój cały świat. Przez nią wyszłam za Gale i mogę zapomnieć o Peecie. Ukartowała to wszystko aby dobrać się do spodni blondyna. Boże a ja ją miałam za sprzymierzeńca. Włączyłyśmy po tej samej stronie. Ramię w ramię do końca.
Przystaje i opieram dłoń o stare drzewo. Wnętrzności podchodzą mi do gardła. Zwracam wszystko.
- Dobrze się czujesz ? - jego głos działa na mnie niczym najlepszy balsam
- Peeta co my teraz zrobimy ? - pytam spoglądając wprost w jego błękitne oczy
- Nic – wzrusza ramionami a ja mam ochotę krzyczeć. Jak on może być aż tak obojętny.
- Jak to nic ? Musimy coś zrobić. Nie pozwolę aby cię skrzywdziła. Już dość wycierpiałeś przeze mnie – wyrzucam z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego. Łzy spływają po moich policzkach a ciałem targają ogromne dreszcze. Czuję jak ramiona chłopaka mnie obejmują. Dłonie głaszczą po włosach. W końcu jestem bezpieczna. Nie próbuję walczyć tak jak w przypadku gdy to Gale stara się mnie na siłę uspokoić. Wszystko jest na swoim miejscu.


***
Siedzę w kuchni popijając herbatę ze swojego ulubionego kubka. Zerkam na zegarek i się niepokoję. Gale już dawno powinien wrócić z pracy. To do niego niepodobne aby włóczyć się z kumplami po całym dystrykcie. Nagle słyszę ciche trzaśnięcie. Podnoszę się z miejsca. Krzyżuje ręce na piersi a brunet wpada wprost na mnie.
- Kat... skarbie – spogląda na mnie mętnym wzrokiem
- Tylko nie skarbie – syczę – jesteś pijany
- Troszkę – bełkoczę po czym szybko wciska dłonie do kieszeni
- Nie myśl sobie, że nie widziałam – odpieram cicho – Skąd ta krew ? - pytam najspokojniej jak potrafię
- Zwykła bójka – wymija mnie i chce iść na górę. Łapie go za koszulę ciągnąc w tył. O mało nie upada ale mam to gdzieś.
- Gale! Chyba zadałam ci pytanie do jasnej cholery
- A ja ci na nie grzecznie odpowiedziałem – wykrzywia twarz w ironicznym uśmieszku
- Kłamiesz – w tym momencie on łapie mnie z całej siły za ramiona. - Boli – szepczę
- Kotna zrobiłem to dla ciebie. Razem z kilkoma chłopakami zauważyliśmy go dzisiaj jak stał pośrodku placu jak gdyby nigdy nic i rozmawiał ze Śliską Sae. Zrobiłem to aby cię chronić. Rozumiesz ? - NA początku nie docierają do mnie jego słowa dopiero po czasie uświadamiam sobie do jak strasznej rzeczy posunął się mój mąż.
- Nie zrobiłeś tego. Powiedz, że tego nie zrobiłeś ? - krzyczę starając się wyrwać. Dopiero po kilku próbach udaje mi się go zwalić z nóg. Wybiegam z domu. Przyjemny wiatr owiewa moją twarz. Niebo jest ozdobione milionami gwiazd a na ulicach panuje spokój.
- Haymitch!!! - z całych sił dobijam się do drzwi mentora. W końcu otwiera mi zaspana Johanna.
- Co ty tu robisz ? - pytam zbita z tropu
- Chyba musiałam gdzieś przenocować – ziewa otulając się szczelniej szlafrokiem.
- Peeta – tylko tyle udaje mi się powiedzieć. Łapie przyjaciółkę za rękę i ciągnę w stronę placu. Gdy docieramy na miejsce widzimy leżącego Mellarka. Krew spływa z jego twarzy a skóra z dłoni zdarta. Jest nieprzytomny. Padam na kolana. Johanna pobiegła po pomoc zostawiając nas samych. Delikatnie przykładam usta do jego spuchniętych warg.
- Nie zostawisz mnie po raz drugi...



poniedziałek, 15 grudnia 2014

Chapter 2

Dziękuję wszystkim za cudowne komentarze :) o jak następna notka po 10 komach? :D


Otwieram powoli oczy lecz mój wzrok jest rozmyty. Nie dostrzegam niczego po za wyjątkiem jakiś białych plam. Czy tak wygląda niebo ? Jeśli tak to gdzie jest Peeta. Mrugam kilkakrotnie powiekami. Chcę poruszyć dłonią aby wyrwać rurkę przyczepioną do mojego ciała jednak silny ból jest zbyt silny  i nie daje rady zrobić nawet najmniejszego ruchu. W tym momencie moich uszu dobiegają ściszone głosy. Nawet będąc pijana potrafiłabym wskazać do kogo należą.
- Haymitch musimy jej powiedzieć
- Taaak ? Niby jak jej to teraz powiesz hm? Okłamywaliśmy ją wszyscy od samego początku. Znienawidzi nas jak tylko się dowie - cedzi przez zaciśnięte zęby
- I dobrze zrobi. Zasługujemy na to.  Powinna każdego z nas zamordować gołymi rękoma.
- Johanna przestań. Nawaliliśmy to jest pewne lecz zrobiliśmy to z myślą o niej i tylko o niej
- Tak Finnick i rzuciliśmy ją w ramiona Hawthorna. No wspaniale po prostu. Boże nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy - akcentuje dokładnie każde słowo - W ogóle gdzie podziała się Effie ? Jeszcze przed chwilą była tuż obok - rozgląda się dookoła w poszukiwaniu drobnej kobiety z różową peruką oraz zbyt mocnym makijażem.
- Niech ją diabli wezmą - chichocze Haymitch na co Johanna mrozi go spojrzeniem - och dajcie spokój - dodaje po chwili i sięga po niewielką piersiówkę

Leżę próbując zrozumieć o czym oni mogą rozmawiać.  Promienie słońca wdzierają się do niewielkiego pomieszczenia przy okazji oświetlając moją zmęczoną twarz. Spoglądam przez okno. Niebo jest niesamowicie błękitne. Zupełnie jak jego oczy. Czuję uścisk w klatce piersiowej na samo wspomnienie o nim. To rana, która nigdy się nie zagoi. Nagle do środka wchodzi starszy mężczyzna ubrany na biało.
- Dzień Dobry Pani Hawthorne - uśmiecha się do mnie lecz ja nie odwzajemniam tego miłego gestu
- Pani Everdeen - Hawthorne - poprawiam go marszcząc brwi. W końcu dociera do mnie, że znajduję się w szpitalu.
- Przepraszam - odpowiada szybko - więc jak się Pani czuję - pyta odłączając te wszystkie cholerne rurki przypięte do mojego ciała.
- Jakoś - wzruszam ramionami - wszystko mnie boli
- Musi boleć. Miała Pani dużo szczęścia, gdyby nie Pan Abernathy z pewnością nie było by Pani tutaj - jestem wściekła czuję jak adrenalina zaczyna krążyć w moich żyłach. Nie zważając na lekarza wstaję z łózka i chwiejnym krokiem wychodzę na korytarz. Nie zważam na fakt, iż mam bose stopy po prostu muszę mu przywalić. Tak bardzo chciałam spotkać się z Peetą a ten dupek mi w tym przeszkodził. Nie daruje mu tego.
Haymitch stoi oparty plecami o ścianę. Pije. Nie wytrzymuje  i wymierzam mu siarczysty policzek. Finnick wraz z Johanną momentalnie stają między nami.
- Dobrze wam radzę odsuńcie się - syczę
- Katniss proszę cię uspokój się - Jo delikatnie chwyta moje ramiona
- Musimy z Tobą porozmawiać - dodaje szybko Finnick jakby się bał, że lada chwila obezwładnię naszą przyjaciółkę
- Lepiej pokazać - głos zabiera mój jakże wspaniały mentor- skarbie ubierz się - patrzy wprost w moje oczy a ja wiem, że kłótnia to tylko strata czasu.

                                                                                              ***
Przez całą drogę powrotną żadne z nas nic nie mówi. W sumie tak jest nawet lepiej.  Mogę na chwilę pobyć sama ze swoimi myślami. Kątem oka zerkam na Finnicka. Jego mięśnie są naprężone. Wygląda jakby się czegoś bał. Tak samo Johanna. Jedynie Haymitch siedzi z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Czasami nie ogarniam tego człowieka.
Przejeżdżamy obok piekarni Mellarków. Zaciskam kurczowo dłonie na kolanach starając się przetrwać falę bolesnych wspomnień. Mój oddech automatycznie przyśpiesza a serce wali jak oszalałe.
- Powiecie mi w końcu o co chodzi ? - w końcu przerywam milczenie
- Jesteśmy na miejscu więc sama chodź i zobacz - Abernathy gestem dłoni wskazuje mi niewielki domek na skraju złożyska. Musiał jakimś cudem przetrwać bombardowanie. Zresztą nikt z bliskich mi osób i tak tu nie mieszkał.
- Katniss proszę cię nie złość się na nas. Po prostu uznaliśmy, że będzie lepiej jeśli nic nie będziesz wiedzieć - mówi cicho Johanna
- Po prostu pamiętaj, że twoje dobro było dla nas najważniejsze - Finnick otwiera drzwiczki. Chwytam jego rękę ostrożnie wysiadając. Podchodzę do małych drewnianych drzwi i niepewnie naciskam klamkę. W środku panuje przyjemny półmrok. Moje płuca wypełnia zapach świeżo pieczonego chleba. Przechodzę do następnego pomieszczenia stając jak wryta.
- Witaj Katniss - jego uśmiech powoduje u mnie dreszcze
- Pe...Peeta to ty ? - pytam bojąc się, że za chwilę zniknie jednak on robi coś czego się nie spodziewam. Bierze mnie w ramiona. Łzy zaczynają spływać z moich powiek.
- Ty żyjesz. Ty naprawdę żyjesz - powtarzam niczym nakręcona. Wbijam paznokcie  w kark Peety przyciągając go bliżej. Ciepło jego ciała było tym czego pragnęłam najbardziej na świecie. Wtulam głowę w jego ramie.
- Już nigdy cię nie zostawię - składa pojedyńcze pocałunki na mojej głowie a jego dłonie delikatnie muskają moje plecy.
- Tylko spróbuj - posyłam mu krótki uśmiech nie mogąc dalej uwierzyć w to co się dzieje. Peeta jest tutaj cały i zdrowy. Przybliża swoje usta do moich warg. Dzieli nas dosłownie kilka milimetrów gdy nagle odsuwam się od niego
- Peeta ja mam męża - wyznaje cicho pokazując mu obrączkę
- A co mnie Gale obchodzi ? - splata nasze dłonie a po chwili nasze języki tańczą namiętny  taniec szczęścia.

niedziela, 14 grudnia 2014

Chapter 1

 - A ty co tutaj robisz ? - głos Haymitcha przywraca mnie do rzeczywistości. Odwracam ostrożnie głowę i spoglądam wprost w jego szare tęczówki.
- Peeta podarował mi klucz miesiąc przed 75 igrzyskami - spuszczam głowę próbując ukryć grymas bólu
- Skarbie - zajmuje miejsce obok a jego ramie delikatnie mnie obejmuje. Siedzimy w ciszy. Żadne słowa i tak nie ukoją złamanego serca. Łzy spływają po moich policzkach. Przez moje ciało przechodzą spazmy bólu, każda cząstka tęskni za jego dotykiem, uśmiechem, zapachem... Mój szloch przeradza się w panikę. Tracę kontrolę nad swoimi odruchami. Zaciskam dłonie w pięści i z całych sił zaczynam okładać Haymitcha - Boże przecież to wszystko miało się inaczej potoczyć! Dlaczego akurat on ? Boże Dlaczego ??
- Katniss - mężczyzna chwyta moje nadgarstki odsuwając od siebie - Życie toczy się dalej. Nie cofniemy czasu ani nie zmienimy przeszłości. Pogódź się z tym - wyznaje cichym głosem zupełnie jakby sam do końca nie wierzył w to co mówi.
- O czym ty do cholery pieprzysz ?? - zrywam się na równe nogi a moja dłoń ląduje na jego twarzy. Z nosa cieknie mu strużka krwi ale mam to gdzieś. Jak ten pijak może tak mówić.
- Nienawidzę cie! - krzyczę na całe gardło
- Skarbie masz męża. Rusz do przodu bo Peety już nie ma. Rozumiesz ? Nie ma! - po tych słowach robi mi się nie dobrze. Muszę natychmiast wyjść. Szybkim krokiem kieruję się w stronę lasu. Nie zamierzam polować. Muszę pobyć sama. Nikogo dookoła nie obchodzą moje uczucia. Wiem, że wyszłam za Gale'a ale to raczej ze strachu, iż do końca życia zostanę sama. Postąpiłam egoistycznie ale po zakończeniu wojny stara Katniss odeszła a jej miejsce zajęła krucha, bezsilna dziewczyna. Zamykam oczy. Na ustach czuję smak jego warg. Serce wali mi jak oszalałe. Naprawdę przez sekundę myślę, że on tutaj jest. Gdy unoszę powieki wszystko znika. Siadam na niewielkim kamieniu wpatrując się w dal. Musze stawić brutalnej prawdzie. On już nie wróci a ja resztę swojego marnego życia spędzę w boku Gale'a.  Nasze życie jest niczym domek z kart. Wystarczy jeden silniejszy podmuch wiatru i koniec.
***
 Słońce już całkowicie wzeszło nad 12. Dochodzę do centrum gdzie niegdyś stała piekarnia. Przechodzę pomiędzy ogromnymi kamieniami i znajduje się w kuchni.
- Kocham cię Peeta.  - szepcze a wiatr delikatnie muska moją dłoń. Jest tutaj ze mną.  Mimo, iż go nie widzę to mogę  poczuć. Przez chwilę jestem szczęśliwa. Z kieszeni wyciągam pogniecioną fotografię. W myślach kołacze mi się tekst starej piosenki.

Pamiętam odgłos twoich bosych stóp
Pamiętam twój śmiech
Kocham cię jak stąd do księżyca i z powrotem

Pamiętam twoje niebieskie oczy, spoglądające w moje
Jakbyśmy mieli swój własny tajny klub
Pamiętam, jak tańczyłeś przepełniony radością
A potem, jak budziłeś mnie pocałunkiem
Wciąż czuję, jak trzymasz moją dłoń w swojej
A nawet moment, w którym wiedziałam
Że walczysz dzielnie jak żołnierz

Wybucham gromkim płaczem a łzy wielkości ziaren grochu spadają na zdjęcie. Czuję ogromne ukłucie w sercu. W płucach brakuje mi powietrza. Upadam na kolana. Nie wiem co się dzieję ale słyszę głos Peety. Rozglądam się lecz nigdzie go nie ma.

Chodź kochanie ze mną, odlecimy daleko stąd
Byłaś najlepszymi dwoma latami mojego życia

Teraz jestem pewna co mam zrobić. Biorę do ręki odłamek szkła leżący tuż obok mnie. Przykładam jego krawędź do swojej skóry.
- Kochanie już za chwilę się spotkamy - jednym precyzyjnym ruchem przejeżdżam po nadgarstku. Ból jest nie do opisania lecz nie krzyczę. Jestem spokojna.

sobota, 13 grudnia 2014

Prologue

Witam wszystkich na moim blogu :) Historia będzie dotyczyć Katniss Everdeen. Akcja toczy się po zlikwidowaniu głodowych igrzysk. Mam nadzieję, że się wam spodoba :P W moim opowiadaniu  będzie Finnick zamiast Annie :P


- zostaniesz ze mną ?
- Zawsze...

***

- Kłamca!!! Obiecałeś... Jesteś kłamcą!!! - wreszcie na całe gardło miotając się po łóżku. Noce są zawsze najgorsze. Coraz ciężej jest mi je przetrwać. Dzień za dniem to samo : krzyk, ból, łzy i nagle brutalna prawda, która w końcu do mnie dociera. Spoglądam na zegarek.  Gale jeszcze nie wrócił z nocnej zmiany więc mam chwilę aby się uspokoić. Wciąż mam w pamięci tamten dzień w Kapitolu. W jedną chwilę straciłam dwie tak drogie mi osoby. Sięgam dłonią do dolnej szuflady i wyciągam małe zawiniątko. Perła - pamiątka od chłopca, który podarował mi coś znacznie więcej niż chleb. Przymykam powieki. Peeta - niemal bezgłośnie wypowiadam jego imię. Z dnia na dzień coraz bardziej za nim tęsknie. Najprawdopodobniej zginął podczas próby ratowania Prim. Jednakże jego ciała nigdy nie odnaleziono a słuch po nim zaginął. Wygrzebuje się z ciepłej pościeli, bose stopy wsuwam w miękkie kapcie i siadam na szerokim parapecie. 
- Gdzie jesteś ? - szepcze wpatrując się w gwiazdy. Przez chwilę nasłuchuje uważnie lecz odpowiada mi jedynie szum wiatru. Obracam w palcach perłę. Gdyby mój mąż dowiedział się, że wciąż ją mam zapewne wybuchłaby karczemna awantura a ja nie mam już po prostu siły aby wysłuchiwać o tym jak to Mellark chciał mnie zabić a ja głupia idiotka go opłakuję.
Przyciskam pamiątkę do serca najmocniej jak potrafię. - Nigdy o Tobie nie zapomnę - delikatny uśmiech majaczy na mojej twarzy. Nagle słyszę odgłos otwieranych drzwi. Wypuszczam powietrze, chowam prezent a następnie wskakuje do łózka. Słyszę jego kroki.  Zamykam oczy gdy czuje, że wchodzi do sypialni. Wiem na co będzie miał ochotę jak tylko zorientuje się, że nie śpię. Będę odwlekać ten moment tak długo jak to będzie możliwe. Moje ciało nie reaguje na jego dotyk. Jego pocałunki nie sprawiają mi przyjemności. Są brutalne czasem nawet aż za bardzo.  Czuję jak Gale kładzie się po drugiej stronie. Jego silna ręka momentalnie ląduje na moim brzuchu powoli zsuwając się niżej. Nie odzywam się.  Samotna łza spływa po moim policzku. 
- Kotna i tak wiem, że nie śpisz - odzywa się masując mocno moje udo
- Gale przestań - syczę próbując zabrać jego łapsko z moich nóg
- Jesteś moją żoną do jasnej cholery - krzyczy odwracając mnie w swoją stronę
- Tak wiem ale po prostu nie jestem jeszcze na to gotowa - mówię cicho 
- A kiedy będziesz hm ? - patrzy na mnie dziwnie a z jego spojrzenia nie jestem w stanie nic rozszyfrować
- Nie wiem Gale. Przykro mi ale na razie nic z tego - po tych słowach opuszczam sypialnię. Schodzę schodami do kuchni. Na zewnątrz powoli zaczyna świtać. Przebieram się a na ramiona zarzucam starą skórzaną kurtkę ojca. Wychodzę z domu. Łagodny wiatr owiewa moją twarz a ja pozwalam świeżemu powietrzu na przedostanie się do moich płuc. Zerkam na budynek stojący po drugiej stronie ulicy. Wolnym krokiem podchodzę do drzwi wejściowych. Z kieszeni spodni wyciągam klucze. Peeta podarował zapasowy jeszcze przed wyjazdem na 75 głodowe igrzyska. Wsuwam go w dziurkę i wchodzę do środka. Wszystkie rzeczy leżą dokładnie tam gdzie zostawił je blondyn. Na stole znajdują dwa kubki po herbacie, którą piliśmy układając wspólne plany.  Nie wytrzymuje nerwowo i muszę się uspokoić. Zajmuje miejsce na sofie przyciągając kolana pod brodę. Chwytam jego koszulę i mocno przyciskam ją sobie do ust. Zapach perfum wdziera się w moje nozdrza a słone łzy po raz kolejny dzisiejszego dnia spływają z moich oczu. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę z tego jaka głupia byłam. Nigdy nie wyznałam mu swoich uczuć. Teraz płace za to najwyższą cenę.